Ta strona używa COOKIES!

Korzystając z niej wyrażasz zgodę na wykorzystywanie cookies, zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki.

Masturbację odkryłam bardzo wcześnie, mając 10 lat. Najpierw to była zwykła dziecięca ciekawość, ale szybko stała się moim nałogiem i sposobem na radzenie sobie z trudnymi emocjami. Rodzina, w której się wychowałam, jest dysfunkcyjna. Jako pierwsza staram się wyłamać z toksycznych układów, chorych schematów i zachowań.

Masturbacja jest dla mnie sposobem na uciekanie przed trudnymi emocjami, min. smutkiem, złością, poczuciem beznadziejności. Ale to też nagroda, jeśli udaje mi się odnieść jakiś sukces.

Pierwszy raz poszłam do psychologa w wieku 13 lat. Nie kontrolowałam swojej masturbacji, to ona kontrolowała mnie. Nie otrzymałam tam pomocy, na jaką liczyłam, choć przez pół roku chodziłam na konsultacje. W efekcie zostawiłam temat. Na jakieś 11 lat.

Masturbacja nadal była moją towarzyszką w codzienności, ale nie przykładałam już wagi do tego, ile czasu jej poświęcam. I choć w najgorszych chwilach wpadałam w kilkugodzinne ciągi, ulga, która pojawiała się po takim wyładowaniu, była zbyt duża, by przestać. Nie umiałam i nie chciałam, mimo że czułam się ze sobą źle, miałam wyrzuty sumienia, czułam się nieszczęśliwa, a na moje życie patrzyłam jako kompletnie bezcelowe i pozbawione sensu. W pewnym momencie pojawiły się u mnie myśli samobójcze.

Do Radzimowic przyjechałam za namową bliskiej osoby. Byłam nastawiona dość sceptycznie i przez dużą część mojego pobytu walczyłam z moją terapeutką, żeby móc w ogóle zacząć pracę nad sobą, dobrowolnie i bez przymusu z mojej strony. W pewnym momencie nastąpił przełom. Weszłam w terapię mocno, z głębokim przeświadczeniem, że w niecałe trzy tygodnie poukładam całe swoje życie. Tak się oczywiście nie stało. Ale zrobiłam pierwszy, maluteńki krok w stronę zdrowienia. W stronę poznawania samej siebie, akceptacji tego, kim jestem i dlaczego. I zmieniania siebie, żeby stać się wreszcie szczęśliwą Idą, która kocha siebie, swoje życie i czerpie z niego garściami to, co dla niej najlepsze.

Jestem na etapie szukania terapeuty w moim mieście. Zostałam włączona do wspólnoty Anonimowych Seksoholików, znalazłam kobietę, która zgodziła się być moim sponsorem, jeśli ją o to poproszę. Być może połączę terapię z chodzeniem na mityngi. Jeszcze tego nie wiem, ale czuję, że to, że właśnie nie wiem, jest dobre. Jest prawdziwe. Daję sobie prawo do mówienia „nie wiem”, do stawiania granic, do chronienia siebie przed bliskimi, którzy kochają mnie, ale w niezdrowy sposób. Wyprowadziłam się od rodziców, szukam pracy. Dbam o siebie – wysypiam się, zdrowo jem, kupuję sobie ładne ubrania, słucham dobrej muzyki. I przede wszystkim otaczam się Dobrymi Ludźmi. Buduję szeroką siatkę wsparcia, bo wiem, jak bardzo tego potrzebuję. Utrzymuję kontakt z ludźmi z terapii, kobietą AS o sześcioletnim okresie abstynencji, znajomym terapeutą. Dbam o przyjaźnie. Odcinam się od toksycznych relacji. Nie służą mi. A ja po raz pierwszy w życiu chcę o siebie zadbać, chcę się polubić, chcę się rozpieszczać i rozwijać. Po raz pierwszy dla siebie. I po raz pierwszy naprawdę.

Trzeźwieję. Niedługo. Ale wiem, że to początek wielkich i dobrych zmian w moim życiu. Jestem na dobrej drodze do stania się trzeźwiejącą seksoholiczką, która ma świadomość swoich słabości, ale wie, że tę słabość może przekuć na siłę. Kiedy myślę sobie o tym, jakim kolorem jestem, na myśl przychodzi mi czerwony. Ida jest czerwona. Jest we mnie siła, odwaga, energia, chęć do zmian i pracy nad sobą. Jest we mnie życie. Wreszcie. I chcę je przeżyć najpiękniej, jak tylko będę potrafiła. Najpiękniej, jak tylko się da. Wiem, że kiedyś będę szczęśliwa.